Poetycka starzyzna miała znaczny udział w mojej alchemii słowa.
Przywykłem do zwykłej halucynacji: z całkowitą ostrością widziałem meczet w miejsce fabryki, szkołę werbli uczynioną przez anioły, kolasy na drogach nieba, salon w głębi jeziora; potwory, misteria; tytuł wodewilu piętrzył koszmary przede mną.
Później objaśniałem swoje magiczne sofizmaty halucynacją słów!
W końcu zauwazyłem niesamowity nieporządek mojego umysłu. Próżnowałem nękany ciężką gorączką: zazdrościłem szczęśliwym zwierzętom- gąsienicom symbolizującym niewinność czysca, kretom, snom dziewiczości!
Moj charakter gorzkniał. Mowiłem do widzenia światu w spefyficznych romansidłach:
PIESN NAJWYZSZEJ WIEZY
Niech zagosci, niech zagosci
Sezon miłosci.
czynie cierpliwosci
zawsze zapomniane.
Obawy, przykrosci.
Do nieb uleciane
I głód tak niemily
zaciemnia mi żyły
Niech zagosci, niech zagosci
Sezon milosci.
Tak jest tez na łące
Wydanej niepamięci ,
Bujnej i kwitnącej
Ziołem I chwastem msci
Brzeczenia nieujarzmionych
much plugawych
Niech zagosci, niech zagosci
Sezon miłosci
*
przekład: Marta M. Pycior
__________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz