czwartek, 1 września 2011

A. Rimbaud - Sezon w piekle : Zła krew (cz.4 Alienacja narratora)

Jeszcze będąc dzieckiem, wielbiłem skazanego nie do obrony, za którym zamykały się zawsze wrota na galery; odwiedzałem oberże i pokoje do wynajęcia, które mógłby uświęcić swoim pobytem; oglądałem poprzez jego myśli błękitne niebo i kwitnącą pracę wsi; domyślałem się jego nieszczęść w miastach. Miał więcej siły niż święty, więcej zdrowego rozsądku niż podróżnik - i siebie, siebie jednego! za świadka swojej chwały i rozumu.
Na drogach, w zimowe noce, bez schronienia, bez odzieży bez chleba, pewien głos ujmował moje wyziębłe serce: - "Słabość albo siła: ostatecznie, to siła. Nie wiesz ani dokąd idziesz ani dlaczego, zachodź wszędzie, odpowiadaj na wszystko. Nie mogą cię zabić więcej jeżeli już jesteś trupem". Rano miałem wzrok tak zagubiony i wyraz twarzy tak martwy, że ci, których spotkałem, być może nie dostrzegli mnie.
Błoto w miastach wydawało mi się nagle czerwone i czarne, jak lustro kiedy przenoszą lampę po sąsiednim pokoju, jak skarb w lesie! Powodzenia, wołałem, i widziałem morze ognia i dymu na niebie; i, na lewo, na prawo, wszystkie bogactwa błyskały jak miliard piorunów.
Ale orgia i towarzystwo kobiet były mi wzbronione. Ani jednego kompana. Widziałem się przed rozdrażnionym tłumem, naprzeciw plutonu egzekucyjnego, opłakiwałem nieszczęście, którego tamci nie potrafiliby zrozumieć, i wybaczałem! - Jak Joanna d' Arc! - "Kapłani, profesorowie, zwierzchnicy, mylicie się, wydając mnie w ręce sprawiedliwości. Nigdy nie byłem jednym z tych ludzi; nigdy nie byłem chrześcijaninem; pochodzę z rasy, która śpiewała na torturach; nie pojmuję praw; nie mam wyczucia moralności, jestem gburem: mylicie się..."
Ależ tak, mam zamknięte oczy na wasze światło. Jestem bestią, murzynem. Ale mógłbym być uratowany. Jesteście fałszywymi murzynami, wy maniacy, dzicy, skąpcy. Handlarzu, jesteś murzynem; urzedniku, jesteś murzynem; generale, jesteś murzynem; cesarzu, zastarzały świerzbie, jesteś murzynem: piłeś nie opodatkowany likier, z gorzelni Szatana. - Ten lud jest natchniony gorączką i rakiem. Słabeusze i starcy tak są szanowni, że proszą o tortury. - Najzmyślniej byłoby opuścić ten kontynent, gdzie szaleństwo błąka się, by dostarczać zakładników tym nędznikom. Wstępuję w prawdziwe królestwo dzieci Chama.
Czy znam jeszcze naturę? Czy znam siebie? - Bez zbednych juz słów.
Chowam umarłych w swoim brzuchu. Krzyki, bicie bębna, taniec, taniec, taniec, taniec! Nie widzę nawet, o ktorej godzinie biali przybywaja, zapadnę się w nicość.
Głód, pragnienie, krzyki, taniec, taniec, taniec, taniec!

Tł. marta pycior

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz